Powered By Blogger

czwartek, 19 czerwca 2014

Jesteśmy z tego samego materiału co nasze sny...


...napisał kiedyś William Szekspir.

Dziś, w 77 rocznicę śmierci James'a Matthew Barrie'go - autora Piotrusia Pana, chcę napisać właśnie o marzeniach. Słowie kluczu do wnętrza wielkiej machiny jaką jest kino. 

Macie bilety?

Biletem do krainy marzeń jest tylko wasza wyobraźnia. Nawet jeśli dawno nie oliwiona, zardzewiała albo okurzona, nadal jest zdolna do użytku! Wystarczy ruszyć jedną zębatkę, a cały mechanizm zacznie działać tak, jakby nigdy nie wyszedł z wprawy.
Nie bójmy się marzyć. Nie wstydźmy się chęci przygody, chęci poczucia wiatru we włosach, chęci stania się kimś innym. Marzenia są przecież cząstką nas.

Dozwolone do lat 18?

Otóż nie! Ten próg, który przestępujemy może sugerować nam tylko jedną rzecz: że teraz przynajmniej będą traktować nas na serio! Myślicie, że jesteście najstarsi na tej łajbie?
Rzućcie okiem na pokład:
pisarze (specjalizacja: smoki), baśniopisarze, wierszokleci (ulubiony temat: wróżki),
twórcy filmów (ci byli już w tylu magicznych krainach, że mogą służyć za przewodników)
scenarzyści (nie widać ich? och, to dlatego, że wtopili się w tło), ilustratorzy i masa innych zwariowanych osób, bez których droga do krainy magii byłaby zapomniana.
Wszyscy oni z uporem próbują oprócz realnego świata tworzyć równoległe krainy bardziej pachnące, żywsze i bardziej różnorodne, a także mniej złe. 
W każdym filmie znajdziemy motyw marzeń. Odnajdziemy go w tonach książek. To pociągające.


tego Marzyciela chyba znacie ;)

Ahoj Piraci! Kotwica w górę! Rozwinąć żagle! Kurs na Tortugę!




Każdy ma inny cel, do którego dąży. A jeśli naprawdę chce go osiągnąć sznurek, po którym zmierza jest coraz krótszy.
Dziecięce pragnienia, choć wydają się często nierealne, naiwne i przesycone kolorami tęczy są kwintesencją tego, co nazywa się marzeniem. A gdy dorośniemy? Tym lepiej. 
Bo przecież marzenia się nie starzeją, a między nimi a realnością warto stawiać znaki równości.



Życie człowieka ma kolor jego wyobraźni.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Tęskniliście za Bondem?

Świetnie, ja też! :D
W ostatnim z wywiadów ten człowiek...
Sam Mendes I
(jeśli nie wiecie kto to, musicie dotrwać do końca)

...ujawnił (ach, jakże dramatycznie to brzmi!) że Bond 24 będzie kontynuował wątki rozpoczęte
w "Skyfall". Wątpię, żeby jakikolwiek film o Bondzie wrył mi się w pamięć na tak długo jak Skyfall
i aby jakiś bondowski soundtrack leciał w pokoju przez tyle tygodni. Adele biła wówczas rekordy na listach przebojów, na liście Merkurego utrzymywała się 40 tygodni, kilka razy pod rząd będąc
na szczycie. Nic dziwnego - twórcy się spisali, film był dopięty na ostatni guzik.

 Z początku nie chciał wracać do Bonda. Lecz później stwierdził, że obsadzając nowe postacie otworzył ścieżkę do stworzenia kolejnej części tej dwu-częściowej historii.
“I cast a new M, I cast a new Moneypenny, I cast a new Q, I cast a new Tanner. 
I felt there was a way to create the second part of a two-part story.”  
Nie twierdzi, że narracja będzie ta sama, ale nie sposób będzie przeoczyć związku między dwiema produkcjami.
Fajnie. 
Zdjęcia do "Bonda 24" zaczynają się w październiku. Na razie wiadomo, że w obsadzie znajdą się:
  • Daniel Craig (Bond ze Skyfall, a także Casino Rayal i innych, Mikael z Dziewczyny
    z Tatuażem)
  • Ralph Fiennes (beznosy Voldemort, uroczy pan Gustav z Gran Budapest Hotel)
  • Naomie Hariis (szaleńcza Tia Dalma z Piratów z Karaibów)
  • Ben Whishaw (nawiedzony morderca-Jan Baptysta z Pachnidła, Q-geniusz ze Skyfall)

A teraz rozwiązanie zagadki dla niewtajemniczonych:
Na imię mu Samuel. Sam Mendes. 
Angielski reżyser, ojciec American Beauty, dróg do zatracenia i do szczęścia.
Tylko wygląda tak groźnie. Jeśli posłuchacie go przez chwilkę prawdopodobnie, tak jak ja, zapragniecie obejrzeć go na ekranie we własnej osobie. Wydaje się bardzo sympatyczną postacią
Tu zdjęcie z planu "Skyfall".


sam-mendes-skyfall-image

wtorek, 10 czerwca 2014

Nostalgiczna wyprawa po słońce, czyli And While We Were Here

Tęsknota za latem. Czy was też często dopada? Figlarne spojrzenia za promieniami słońca
i upragnione zapachy wieczornych różowych obłoków. Poczucie, że jest się wolnym, prawdziwie wolnym, jak fale przemierzające niezgłębione połacie mórz.
And While We Were Here jest umiejscowiony właśnie w letnim klimacie, włoskich krajobrazach, pośród palmowych liści i zimnych murów.

Przedstawmy bohaterów:
1. Zapracowany Nonsens
Ma brązową altówkę, białą koszulę, czarny portfel i żonę. Właśnie w takiej kolejności. Zabiera ją na dwutygodniowy wyjazd do Włoch, gdzie będzie grać koncert.
2. Niezdecydowana Chaos
Jest młodą, piękną pisarką. Poszukuje sensu życia, istnienia. Może to przez niedoświadczenie wydaje się jakby miała zupełnie wyblakłą osobowość..
3. Prześladowca, którego nie chce się zgubić
To charyzmatyczny, brązowooki, otwarty umysł, którego towarzystwo

Film zaczyna się w pociągu. Mąż i żona trzymają książki. Są zaczytani. Nie. To tylko pozory. Tak naprawdę on śpi, a ona wyobraża sobie wakacyjne momenty. Są szczęśliwym, kochającym się małżeństwem. Nie. Już po kilku scenach jesteśmy pewni, że nie. Wszystkiemu winna jest cisza, która nieustannie wpycha się pomiędzy nich. Uduchowiona kobieta zostaje sama ze swoimi rozważaniami. Faceci nie zastanawiają się nad życiem podmiotów lirycznych. Cisza. On poświęca czas na wielogodzinne próby, a ona nie mogąc znieść nudy, postanawia wybrać się promem na wyspę.

- Parlare inglese?
Dziewczyna pyta napotkanego przechodnia o drogę do zamku. Gdy odchodzi, ten zdejmuje buty
i biegnie za nią. Od razu widać, że nie mamy do czynienia z postacią szablonową, szytą na miarę. Jak określić szaleńca? - ktoś spyta. Właśnie po kruchych, nic nie znaczących gestach, którymi zjednuje sobie naszą sympatię. 


"- Postanowiłem nauczyć się na pamięć miłosnych sonetów Michała Anioła po angielsku
i w oryginale. 

- Nie żartuj. Myślałam że Michał Anioł był gejem.
- Co nie przeszkadzało mu jej kochać."
Scena w której recytuje po włosku jeden z nich jest jedną z moich ulubionych. Nie wiem czy to zasługa włoskiego, pięknej scenerii czy uroku osobistego ale emanuje magią i nie sposób oderwać od niej oczu. A przecież to zwykłe słowa, tworzące dopiero razem coś pięknego!  Chłopak ma 19 lat
i otwarty umysł. Role się zamieniają - teraz to kobieta jawi się jako realistyczna postać. 

"- Może chcę pisać o niczym?
 - Wszytko jest niczym."
Budzi się znajomość, która wschodzi jak słońce spragnione rozżarzonej ziemi. Jest wir przygód, noce, których nie ma i poczucie wolności. Czy nie tak definiuje się lato? 
Lecz główna bohaterka jest przecież mężatką. Ze wszystkiego na powierzchnię wynurza się samotność. 
"-Porozmawiaj ze mną!" krzyczy.
Narastające obawy,  niezdecydowanie i strach nieustannie mieszają się z uniesieniem
i pragnieniem... no właśnie, jakim? Jane musi odpowiedzieć sobie na pytanie czy tak naprawdę poszukuje przygód czy szczęścia. Chwile siedziałam z ta zagadką, gdy wtem odpowiedź pojawiła się na ekranie w tańcu, gdy zaczęli wirować na molo. No jasne! Przecież taniec jest uosobieniem wolności! Ona pragnie wolności! 


 Myślę, że jeśli właśnie wolność jest tym, za czym tęsknicie to powinniście obejrzeć And While We Were Here. Być może nie jest to odpowiedź na to jak ją zdobyć ani jak ją traktować, ale na pewno pokazuje jej wartość.



"- Czemu wciąż biegniemy?
- Nie wiem."

I jeszcze jedno. Bohaterka pisze książkę na podstawie wspomnień jej babci. A babcie, jak powszechnie wiadomo są skarbnicą wszystkich najważniejszych rzeczy na ziemi. Babcia Jane mówi:

"Nie bój się czasu. Czas można przestawić."

I z tym zdaniem żegnajmy odchodzącą wiosnę i witajmy lato.