Pomyśl chwile bratku
dojdź do wniosku, że
9 na 10 z tych filmów
na bank zdołuje cię
Wychodzę, z założenia, że lepiej jest wyjść z kina zdołowanym przez ambitne kino, które
z górnolotnym problemem może zagnieździć się w naszym umyśle na dobrych parę godzin,
z górnolotnym problemem może zagnieździć się w naszym umyśle na dobrych parę godzin,
niż wyjść z niego zdołowanym przez szmirowate zakończenie "pozytywnego" filmu.
Pozytywny film maskujący się pod hasłem "komedia". (BTW-skoro komedie nie są śmieszne, może powinien powstać nowy gatunek filmowy, który rzeczywiście wywoływałby śmiech?)
Pozytywny film, który ma ci uświadomić, że życie i tak zagra ci na nosie, bo nie spotkasz w nim przystojnego bruneta ani zaczarowanej taksówki, która przewiezie cię po nocnym Paryżu
1) Schemat
Zaspał. Wstał lewą nogą i wylała mu się kawa. Szef wywalił go z pracy... i tak dalej i tak dalej.
Lecz nie martw się, wszystko dobrze skończy się!
Fabuła narzuca falę nieprawdopodobnych wydarzeń, a zbiegi okoliczności wyskakują zza każdego zakrętu. Na początku filmu można mniej więcej odgadnąć zakończenie.
2) Pozytywna energia czy czarna dziura?
W zależności od produkcji otrzymujemy przewidywalny, lecz miły dla oka efekt końcowy albo film wyssany z wszystkich prawdziwych reakcji i emocji. Jasne, niektórzy lubią chodzić na typowe "odmóżdżacze", ale według mnie ich wartość mieści się w znużonym spojrzeniu.
3) Gdzie się podziały wszystkie nasze problemy?
Na co dzień lubimy się zamartwiać i jesteśmy pochłonięci wszystkimi przeciwnościami jakie wskakują nam na plecy. Idziemy do kina i na chwilę możemy żyć innym życiem. Czyimś życiem. Dlaczego po seansie mam stwierdzić że mój żywot jest do ****? Lepiej byłoby poprzeplatać uśmiech losu z problemami do pokonania. Scenariusz idealny? :)
Wyszło na to, że dobrze zrobione happy endy nie są takie złe. W końcu "przeamerykanizowanie" nikomu nie wychodzi na zdrowie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz