Powered By Blogger

niedziela, 1 grudnia 2013

Ogłupiająca niewiedza, czyli czy oglądając w ogóle myślimy?

Nawiązując do puszczanych wciąż w kinach Igrzysk Śmierci, warto by zastanowić się nad tym, czym karmią nas współczesne historie dla młodzieży. No tak, banalny temat: wampiry, demony, podróże w czasie i sprawa załatwiona. Ale, ale! Przecież musi być jakaś oprawa, która te wszystkie banialuki trzyma w ryzach. Tu należy oczekiwać pomysłowości od autora (przecież o wiele więcej historii opartych jest na książkach, niż na świeżym scenariuszu) i chęci od producenta.  Warto się przyjrzeć tworzonym światom na ekranach, gdyż zerkając tu i tam, można łatwo się przekonać, jak  ubogie w szczegóły są w rzeczywistości fabuły niesamowitych czy mrożących krew w żyłach opowieści. Ja odkryłam to po przeczytaniu artykułu Wojciecha Orlińskiego. 

Co się tak naprawdę stało?
"Oglądając "Igrzyska śmierci", nie wiemy, co się właściwie stało ze Stanami Zjednoczonymi, że zniknęły z mapy świata, a na ich miejscu pojawiła się dyktatura "Panem" (czyli dosłownie "Chleba", jak w rzymskim "Chleba i igrzysk", czyli "Panem et circenses"). Dla ukarania poddanych za bunt sprzed 75 lat dyktatura ta nakazuje dwunastu dystryktom, którymi włada, wylosowanie po chłopcu i dziewczynie, którzy muszą walczyć na śmierć i życie, aż zostanie jeden ocalony (lub ocalona; z góry wiadomo, że ocaloną w 74. igrzyskach jest nasza ulubiona bohaterka Katniss - to jej twarz, a właściwie grającej ją Jennifer Lawrence, spogląda na nas z plakatów). Okrutny spektakl nadawany jest w telewizji, żeby dyktator, cudownie zwyrodniały prezydent Coriolanus Snow (Donald Sutherland) jednocześnie zastraszał swoich poddanych i dawał im rozrywkę.

Dlaczego tak mało jest pytań dlaczego?
"Ale jak on właściwie objął władzę? Skąd się wziął ten dziwny ustrój? Nie wiemy. I rzadko tego się dowiadujemy w dzisiejszej popkulturze dla nastolatków. W cyklu "Jutro" Johna Marsdena o australijskich nastolatkach tworzących coś w rodzaju Szarych Szeregów podczas okupacji Australii nie dowiadujemy się w ogóle, kto ją właściwie najechał i okupuje (mimo siedmiu tomów!)."
Nie mogę oprzeć się przykremu wrażeniu, że świat karmiony całą tą pop kulturą, zachwyca ją, "hejtuje" lub wygłasza opinie często zupełnie nie zastanawiając się nad sensem. Nie interesuje go geneza ani nawet drugie dno. Tak mało jest męczących pytań "dlaczego", a tak wiele biernego przyjmowania wszystkiego lak leci. Z jednej strony trudno się dziwić - świat pędzi tak, że gdybyśmy zaczęli zastanawiać się bardziej nad jedną rzeczą, za chwile nie byli byśmy zorientowani w trzech kolejnych. 
Najgorsze jest to, gdy zauważymy to u siebie. Czytałam "Jutro" i oglądałam "Igrzyska" a żadne z pytań, które (logicznie) powinno przyjść mi do głowy,  nie pojawiło się. 

W tym wszystkim jest jednak coś, z czego warto się pośmiać.  
"Jakim cudem system oświatowy nie zauważa w sadze "Zmierzch", że uczeń Edward Cullen od stulecia z okładem ciągle ma 17 lat? Nawet gdyby kuratorium od razu nie wpadło na to, że to wampir, to chybaby zauważyło, że zbyt często powtarza klasy?

Z drugiej strony, skoro amerykański system oświatowy mógł w cyklu Ricka Riodana "Percy Jackson" przegapić, że w pewnej nowojorskiej szkole jeden z uczniów jest synem Posejdona, drugi - satyrem, a pan od łaciny - centaurem, to przegapienie jednego wampira już nie budzi zdziwienia (dwa filmy z tej serii też mieliśmy w kinach)"

Od dziś mam nadzieję na częstsze wychwytywanie "genialnych błędów" współczesnych twórców tekstów kultury dla młodzieży. ;) Warto jednak pamiętać, że zainteresowanie młodego społeczeństwa jest trudne. Mając sto wiadomości na minutę sami musimy dokonywać selekcji, nad czym się zatrzymać, a co nie jest warte uwagi. Dlatego trafienie z czymś, co przykuje uwagę młodego człowieka, choć na chwilę, można jak najbardziej uznać już za sukces.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz