Powered By Blogger

środa, 9 października 2013

Have had you did/done a może doing? Czyli po co Polakom 15 angielskich czasów

   Jak na razie najlepszą odkrytą przeze mnie metodą na nieprzerwany kontakt z angielskim (nawet w czasie wakacji) jest oglądanie filmów z napisami. Gwarantuje wam, że dzięki temu rewelacyjnemu treningowi będziecie zdumieni jak łatwo jest wam się wypowiadać. Plusy? Słowa, których szukam same wlatują do głowy, bazuję na synonimach i nie powtarzam w kółko jednego słówka, mówiąc o czymś konkretnym. Znam przeciwników twierdzących, że nie mogą skupić się na filmie czytając (lub nawet nie nadążając czytać) tekstu. Sęk w tym, żeby starać się napisy "muskać", a najlepiej rozumieć ze słuchu, traktując tekst jako pomoc przy nieznanych wyrażeniach. To naprawdę działa!
  Oglądam te filmy w oryginale nie miesiąc, nie dwa i powiem wam, że gdy się wczuję zrozumieć idzie bez problemu. Zwykle dialogi są proste, trudności może sprawiać jedynie fachowe słownictwo (np.w kryminale) czy różne sformułowania bądź idiomy.
  Tak więc stawiam wielki znak zapytania po pytaniu: Po cholerę uczymy się kilkunastu angielskich czasów skoro nie używają ich NAWET w filmach? Nie wspomnę nawet o mowie potocznej na co dzień... Jeśli więc nie kumacie Futura Perfekta Continiousa myślę, że nie ma się czym za bardzo martwić, bo bohaterów z ekranu na bank zrozumiecie. :D

Jeśli chcecie natomiast podrasować co nieco akcent polecam filmy z Hugh Grantem. 

http://www.youtube.com/watch?v=w9F7Hz4kyHY - wzorowy przykład Brithish English :)

1 komentarz:

  1. Masz rację Elle, nikt dziś nie używa tych czasów (no może oprócz anglojęzycznych poetów) i bez sensu jest uczenie ich w szkole. Niestety, taki już nasz system edukacji...Co do napisów, ja też wolę oglądać filmy z nimi, ale raczej dlatego, że mogę usłyszeć głos aktorów, a nie lektora;)

    OdpowiedzUsuń